Andre zaproponował, żebym wybrała się razem z nim.
Polecieliśmy helikopterem.
8 km do sklepu zajęło nam 20 min. Przy okazji niemal dotknęliśmy dwóch jęzorów lodowca. A wśród drzew widziałam daniela.
Kupiłam paczkę orzeszków keszu. I sok dla Andree.
W drodze powrotnej testowaliśmy różne dziwne miejsca do lądowania.
Niezły ten helikopter. Takie lepsze Playstation.
Z emocji zapomniałam normalnego aparatu. Przydałoby się też umycie szyb w latającej kapsule
Reklamy
Marzenia moje, tak bardzo niespełnione. Trzecie zdjęcie – to właśnie widok, którego chciałabym doświadczać codziennie!:)
Problem tylko taki, że kiedy człowiek widzi coś codziennie to tak bardzo tego nie docenia:)
Oj dokladnie – najpiekniejszy widok sie obywa. A swoja droga to w Norwegii prawie wszedzie jest „na wsi” 😉
zgadzam się w 100 procentach:) ciekawa tylko jestem ile musi minąć, żeby się znudził piękny widok, bo ja ciągle jak jadę do sklepu moje ukochane 8 km to łapię się na oglądaniu tej samej góry po raz 739 i myśleniu, że zajebi wygląda:)
Hmmm… mysle ze kazdy ma inna „wytrzymalosc”. Ja ostatnio zaczalem jezdzic do pracy droga bardziej wiejska – mimo ze plasko, to gdzies tam gorki w dali majacza, czasem jakies fajne formacje chmur sie przypaletaja. Zawsze cos.
Pyrtek 😀 Jak ja Cię lubię 😀 „kurna, znowu zapomniałam kupić masła”? 😀 cudne miejsce, pozdrówkaaa! 😀
wiesz, bez masła to się człowiek obejdzie. zawsze jakiś olej czy oliwa jest. ale bez orzeszków, hello?:) pozdrawiam! gdzie w tym roku na wakacje? znowu Islandia?:)