Mała farma na uboczu norweskiej wioski. Obowiązkowo fiord. Jest też największy lodowiec w kontynentalnej Europie, który zaczyna się na końcu naszej doliny. Wyprowadziłam się z Pragi – ponad milionowej stolicy w centrum Europy Środkowej.
Wyprowadziłam się przynajmniej na jakiś czas. To dla mnie duża zmiana. Jestem przyzwyczajona do nowych łóżek, podróży i różnych adresów zamieszkania. Nie tylko nowe miejsce, nowi ludzi, nowa praca, ale zupełnie nowy tryb życia – wiejski. Do najbliższego sklepu mam 8 km czyli jakieś 25 min na rowerze. Z farmy mogę iść tylko w lewo lub w prawo, nie ma innej opcji. Autobus odjeżdża 3 razy dziennie z przystanku, do którego muszę iść 4 km. Najbliższe miasto (3 tys mieszkańców plus 2 tys. studentów) jest ponad 30 km stąd. W zasadzie nikogo tu nie znam.
Uwielbiam zmiany, nie mogłabym bez nich żyć. Kocham wyzwania – nawet jeśli to wyzwania tylko na mnie, nic ekstremalnego. Będę żyła innym tempem, będę się uczyła jak najwięcej się da, będę miała czas na życie wewnętrzne i pomysły, które chodzą za mną od miesięcy, ale w Pradze jest zawsze coś pilniejszego do załatwienia. Będe miała czas na małe radości, jazdę na rowerze i patrzenie na góry, kontrola nieba, tęsknotę za przyjaciółmi, myślenie, bycie samą i bycie samotną.
Przez ostatni rok tyle się wydarzyło. Te wszystkie wyjazdy lub turystyczne pisanie (Wyspy Owcze, ponad tydzień w Amsterdamie, Portugalia, Gruzja, Włochy, Londyn…), nowe książki, nowy projekt teatralny, gotowanie polskiego jedzenia, hiszpański, trening taneczne, ponad etat w opcji freelancerki, przepita zima, nowe męskie fascynacje… Zbierałam to wszystko, teraz czas na procesowanie.
Mam wrażenie, że bardzo się zmienilam przez ostatnie półtora roku.
Dokładnie wiem, kim będę we wrześniu.